Dziś rozmawiamy z Anną Ardzińską – psycholożką i dietetyczką, która specjalizuje się w żywieniu kobiet oraz małych dzieci. Na co dzień Anna pracuje głównie z kobietami zmagającymi się z chorobami tarczycy, insulinoopornością czy też zespołem policystycznych jajników oraz z kobietami z zaburzeniami odżywiania. Współpracuje także z rodzicami, którzy rozpoczynają proces rozszerzania diety u dziecka oraz prowadzi terapie wybiórczości pokarmowej.
Anna jest absolwentką Psychologii oraz Dietetyki na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Przez wiele lat czynnie działała także w kole zaburzeń odżywania na UAM. Regularnie stara się uczestniczyć także w konferencji „Rozmiar w umyśle”. Prywatnie Ania jest mamą 11-miesięcznego Wojtka, co obecnie zajmuje większą część jej czasu.
Rozmawia: Agnieszka Janik – studentka III roku Psychologii
Jaka była Twoja droga do pracy, którą obecnie wykonujesz? Zaczęło się od studiów z zakresu dietetyki czy od psychologii?
Zdecydowanie zaczęło się od Psychologii. Aczkolwiek już na drugim roku zaczęłam troszeczkę bardziej wchodzić w tematykę związaną z dietetyką. Przede wszystkim interesowało mnie w tamtym czasie, tak jak pewnie większość młodych dziewczyn, poszukiwanie informacji na temat sposobów pozbycia się zbędnych kilogramów. Z biegiem czasu też zaczęłam szukać inspiracji kulinarnych, bo mieszkając w akademiku miałam niestety ograniczony dostęp do wielu urządzeń. Gdy zaczęłam interesować się dietetyką dołączyłam też do koła naukowego, gdzie zajmowałyśmy się tematyką zaburzeń odżywiania. We własnym zakresie uczestniczyłam także w wielu szkoleniach dietetycznych jak i psychodietetycznych. Po ukończeniu Psychologii poszłam na drugi kierunek zaoczny - Dietetykę, a równocześnie pracowałam już w zawodzie. Obecnie ukończyłam już obydwa kierunki. Staram się cały czas szkolić i łącze w pracy informacje z obu dziedzin.
Czy łączenie wiedzy z obydwu dziedzin okazało się być dla ciebie wartościowe?
Uważam, że psychologia jest niezwykle ważna i jest to mój główny aspekt pracy, natomiast każdy z tych kierunków wniósł w mój warsztat pracy bardzo dużo cennych informacji, rzeczowej wiedzy oraz praktycznych kompetencji. Obecnie pracuje głównie z kobietami i w moich ogłoszeniach zamieszczam informacje o tym, że specjalizuje się przede wszystkim w pracy z tą grupą. Bardzo wiele z nich nie wiedziałoby co zrobić z samymi informacjami dietetycznymi. Wiele klientek ma po prostu dużą wiedzę na temat odżywiania, ale nieraz okazuje się to niewystarczające. Ważniejsza staje się więc pomoc moim klientom we wprowadzaniu zmian w sposób efektywny. Jadłospisy czy układanie diety to w zasadzie jedna z najłatwiejszych rzeczy. Nieco trudniejsze okazuje się zwykle to jak daną dietę wprowadzić, aby cały proces wypadł z korzyścią dla nich.
Rozumiem. Wspomniałaś też, że pracujesz głównie z kobietami. Czy wynika to z faktu, że zaburzenia odżywiania u mężczyzn to nadal pewnego rodzaju temat tabu i mała część społeczności płci męskiej zgłasza się po pomoc?
Przyznam, że na przestrzeni tych kilku lat zgłaszało się do mnie bardzo mało mężczyzn. Jeśli chodzi o osoby z zaburzeniami odżywiania to wydaje mi się, że był to jeden przypadek. Najwięcej zgłasza się do mnie klientek, które mają zaburzoną relację z jedzeniem i z biegiem czasu ja sama też określiłam tak swoją grupę docelową. Są to przede wszystkim kobiety, które nie mają zwykle silnie rozwiniętych zaburzeń odżywiania i nie wymagają pomocy psychoterapeuty czy psychiatry. Ja w gabinecie prowadzę dietoterapię.
Chciałabym też zapytać cię o pracę w social mediach, m.in. na Instagramie czy Facebooku. Jak dużo czasu zajmuje Ci praca w tym obszarze?
Zajmuje mi to bardzo dużą ilość czasu! Ogromną po prostu! Czasami, kiedy naturalnie mi tego czasu brakuje, to jestem mniej aktywna na portalach, ale staram się, aby nie było tak zbyt często. Przykładowo, nawet nagranie krótkiego, przykładowo 20-sekundowego, „gadanego” story zajmuje mi około 20 minut. Często też jest tak, że finalnie to, co nagrałam mi się nie podoba i zaczynam wszystko od nowa... Dodatkowo, samo tworzenie grafik informacyjnych pochłania mój czas. Oczywiście mam już po takim czasie wykonane szablony, ale mimo wszystko research badań naukowych, zebranie danych na podstawie literatury i upewnienie się czy nie pojawiły się jakieś nowe badania oraz poukładanie tych informacji zajmuje mi dużą ilość czasu. Staram się też często publikować story o tym, co dzieje się u mnie tu i teraz. Jak wspomniałam zajmuje się też pomaganiem rodzicom w rozszerzaniu diety. Właśnie tutaj z pomocą przychodzi mi Wojtek. Dzięki niemu tak naprawdę mogę pokazywać innym, co Wojtek je, w jaki sposób można dziecku podawać jedzenie i jak komponować posiłki.
Super. Myślę, że to stanowi taki żywy przykład dla osób, które cię obserwują.
Tak. Mamy, które mnie obserwują głównie śledzą mój profil z tego powodu, że widzą co gotuję dla swojego dziecka. Mogą w ten sposób czerpać pomysły dla siebie i inspirować się tym, co publikuje. Dowiadują się także, co dziecko może zjeść, a czego nie powinno. Stanowi to pewien rodzaj praktycznej wiedzy dla rodziców.
Czy mogę stwierdzić, że mimo dużego nakładu Twojej pracy i dużej ilości czasu, którą spędzasz na portalach social media, sprawia Ci to satysfakcję?
Tak, jak najbardziej. Lubię publikować w szczególności, gdy widzę, że jest odzew ze strony moich odbiorców. Nie jest to ogromna grupa ludzi, ponieważ obecne moje konto na Instagramie powstało stosunkowo niedawno, a jednak mimo tego, że ta grupa docelowa nie jest duża, to ludzie piszą wiadomości i są aktywni. Dla mnie to jest właśnie istotne, że są ludzie, którzy uważają publikowane przeze mnie treści za przydatne i faktycznie komuś to pomaga.
Takie informacje zwrotne dają dużo motywacji do tworzenia kolejnego contentu na Twoją stronę.
Tak, dokładnie!
A czy większa ilość dostępnych informacji, publikowanych często na portalach społecznościowych, przekłada się na wzrost świadomości społeczeństwa lub Twojej grupy docelowych klientów w zakresie odżywiania?
Nie do końca. Ja powiedziałabym, że w dzisiejszych czasach żyjemy w tzw. „bańkach informacyjnych”.
Jeżeli osoby są zainteresowane tematyką to znajdą moje konto. Natomiast jeżeli ktoś nie poszukuje tego rodzaju wiedzy i zmaga się z problemami, to może wpaść w Internecie na informacje, które są nie do końca przydatne i wartościowe. To tak jak kiedyś, gdy panowała moda na strony pro-ana, promujące anoreksję jako styl życia.
Tak działają niestety algorytmy – jeśli coś nas interesuje, to strony nam to proponują. Jeśli ktoś na przykład interesuje się odchudzaniem i sposobami na to jak jeść mniej, to właśnie takie strony będą się tej osobie wyświetlać, a nie to w jaki sposób odchudzać się zdrowo lub jak zweryfikować to, czy w ogóle osoba potrzebuje schudnąć.
I podobnie jest w kontekście żywienia dzieci. Zależy czego szukają i na co trafiają rodzice. Myślę, że dużo osób wpada właśnie w tą pułapkę. Zazwyczaj więc na moje social media trafiają właśnie ludzie zainteresowani tematem, a nie ktoś kto może faktycznie takiej pomocy potrzebować. Myślę, że jeśli ktoś nie szuka pomocy lub informacji rzetelnych oraz popartych źródłami, to nie trafi na takie konta, a nawet jak trafi to odrzuci je, ponieważ ludzie mają tendencję do wybierania informacji, które potwierdzają ich przekonania czy opinie, a nie na odwrót.
Widzę to też na podstawie swojego gabinetu. Niekiedy zgłaszają się osoby, które przychodzą z bardzo przekłamanymi informacjami, ponieważ śledzą konta, które zajmują się tzw. „szamanizmem”. I tutaj mówię głównie o lokalnych klientach.
Ja zawsze się śmieje, że coś wydaje mi się taką podstawą, o której każdy powinien wiedzieć. Przykładowo, żeby nie unikać węglowodanów oraz że ziemniaki nie tuczą. Natomiast później przychodzi do mnie klient i on tego nie wie i pyta się: „A ziemniaków to ja nie mogę, prawda?”.
Jeśli chodzi natomiast o klientów online, którzy znaleźli mnie na podstawie działalności w social media, to głównie są to osoby, które się interesują, chorują na coś i potrzebują jadłospisu bądź jedynie wskazówek co zrobić, by poprawić swoje samopoczucie albo w jaki sposób zmienić swoje nawyki.
Czyli zdarzają się do tej pory stereotypowe przekonania, które tkwią cały czas w naszym społeczeństwie.
Zdecydowanie.
A czy zauważyłaś, żeby więcej osób zwracało uwagę na to, co je i jakie produkty kupuje.
Na przestrzeni czasu tak. Widać to również w sklepach. Parę lat temu nie było jeszcze takiego wyboru produktów, na przykład wegańskich, zamienników mięsa czy też produktów wzbogaconych o dodatkowe składniki odżywcze, a obecnie znajdziemy je w prawie każdym supermarkecie. Myślę też, że jest dużo więcej ludzi na dietach oraz takich bardziej świadomych i producenci żywności muszą wychodzić z takimi zmianami. Czasami też zdarzają się ekstra kampanie publiczne na temat zdrowia i mam wrażenie, że to również może mieć wpływ na społeczeństwo. Być może nie na młodsze pokolenie, które telewizji ogląda mało, ale na pewno na starsze generacje. Anegdotycznie mogę tutaj przytoczyć, że moja mama jest właśnie taką osobą, która jak usłyszy coś w „Pytaniu na śniadanie”, to dzwoni do mnie, żeby powiedzieć mi, o czym dzisiaj mówili w programie i staje się to dla niej wiarygodną informacją.
Chciałabym przejść teraz do tematu macierzyństwa. Jak to wydarzenie zmieniło Twoje życie w sferze zawodowej?
Przede wszystkim w moim przypadku okres ciąży i porodu przypadł na okres pandemiczny. Dzięki temu mogę stwierdzić, że miałam lekko ułatwione zadanie, ponieważ musieliśmy przenieść się do sfery online. Ja studiowałam w innym mieście niż mieszkałam, więc nie musiałam dojeżdżać na zajęcia, co stało się dużym ułatwieniem. Jeśli chodzi o pracę zawodową w tamtym okresie pracowałam w MOPRze w Toruniu jako psycholog i tam udzielałam pomocy w dziale interwencji kryzysowych. Pomoc psychologiczną w tamtym okresie udzielaliśmy w większości telefonicznie i wiele rzeczy działo się na zasadzie korespondencyjnej, co też stanowiło dla mnie pewnego rodzaju ułatwienie.
Będąc w ciąży stosunkowo szybko poszłam jednak na zwolnienie. Starałam się mimo wszystko działać chociażby na Instagramie. Jeśli chodzi o poród i okres po porodzie to na dłużej musiałam się poświęcić macierzyństwu i dojść do siebie po cesarskim cięciu. Cały czas pozostawałam jednak aktywna na mediach społecznościowych. Siłą rzeczy, kiedy urodziłam nie pracowałam na etacie i nie przyjmowałam indywidualnych klientów w gabinecie czy online. Dałam sobie czas, żeby od tego odpocząć. Jeżeli chodzi o studia, które kontynuowałam, na szczęście nie robiono mi żadnych problemów. Mogłam słuchać wykładów mając Wojtka obok siebie. Musiałam jedynie pojechać na obronę do Poznania. Potem przeprowadziliśmy się do Ełku i tutaj otworzyłam właśnie gabinet stacjonarny. Obecnie opiekę nad Wojtkiem dzielimy z partnerem, ponieważ oboje pracujemy i zajmujemy się nim na zmianę.
A co było lub jest dla Ciebie największym wyzwaniem jeżeli chodzi o godzenie ze sobą dwóch sfer: macierzyństwa i kontynuowania pracy zawodowej czy ścieżki naukowej?
Przede wszystkim nieprzewidywalność każdego dnia. Z dzieckiem nie sposób jest zaplanować prawie niczego. To już od początku stanowiło dla mnie wyzwanie, bo jestem osobą, która lubi być dobrze zorganizowana i mieć wszystko poukładane. Gdy urodził się Wojtek okazało się, że pewnych rzeczy w ogóle nie da się zaplanować. Mimo, że dziecko przez miesiąc robi coś w pewien sposób, to zazwyczaj, gdy dostosuje pod to swoje plany, to u Wojtka wszystko się nagle zmienia. Dlatego też w przypadku umawiania klientów, muszę dostosować godziny przyjęć pod dni, kiedy wiem na 100%, że mój partner będzie wtedy w stanie zająć się Wojtkiem, bo inaczej to nie zadziała. To było zdecydowanie największe wyzwanie – brak możliwości planowania.
Czy w okresie ciąży lub obecnie musiałaś zmienić swoje własne nawyki żywieniowe?
Zdecydowanie tak. W ciąży niekoniecznie, ponieważ nie ma wtedy dużych ograniczeń żywieniowych. Zawsze starałam się odżywiać zdrowo, więc sama ciąża nie wpłynęła znacznie na moją dietę.
To, co miało wpływ na moje nawyki żywieniowe to okres rozszerzania diety u Wojtka. Zauważyłam i uświadomiłam sobie, że mimo, iż wcześniej jadłam zdrowo, często wybierałam te same produkty – takie, które lubię i które jadłam już wiele razy. Jedliśmy też oczywiście częściej produkty typu chipsy czy pizza, natomiast teraz Wojtek jest na etapie, kiedy chce jeść wszystko to, co my, więc musimy odmawiać sobie takich produktów.
Nie chcę go utwierdzać też w przekonaniu, że pizza jest zła, ale jednak dla 11-miesięcznego dziecka pizza nie będzie dobrym wyborem. Przede wszystkim teraz jemy mniej rzeczy przetworzonych, nasze posiłki są bardziej różnorodne. Chcemy pokazać dziecku, jak smakują różne produkty, a przy okazji sami odkrywamy nowe smaki.
Jak bardzo wartościowe jest to, gdy dziecko widzi, co jedzą rodzice i może zjeść razem z nimi?
Jest to niezwykle wartościowe.
Dzieci cały czas obserwują i uczą się przez naśladowanie rodziców. Dzieci naprawdę w dużej mierze przejmują od nas nawyki żywieniowe. Nie możemy oczekiwać od dziecka, że będzie lubiło jakieś warzywo, jeżeli my jako rodzice tego warzywa nie jemy. Jeżeli od początku pokazujemy co jemy, to dziecko siłą rzeczy staje się przyzwyczajone do tego i wie, że dane produkty można, a nawet należy jeść.
To oczywiście nie ma wpływu na to, że dziecko będzie wolało zjeść warzywo, a nie słodycze. Oczywiście zazwyczaj wybrałoby słodkie, aczkolwiek mimo wszystko będzie próbowało warzyw częściej, bo staje się świadome, że tak wyglądają posiłki.
Obecnie jest coraz więcej osób na dietach wegetariańskich lub wegańskich. Jakie jest Twoje zdanie na temat braku mięsa lub produktów odzwierzęcych w diecie dziecka?
Uważam, że samo mięso nie jest niezbędnym produktem w naszej diecie, również w kontekście żywienia dzieci. Obecnie dążymy nawet do tego, aby mięsa w diecie nie było aż tak dużo, a zwłaszcza mowa tu o przetworach mięsnych typu kiełbasy czy parówki. Samo mięso nie jest niezbędne.. Można pozwolić sobie na to, aby mięsa w diecie nie uwzględniać, ale rodzic musi być na tyle świadomy lub udać się do dietetyka, żeby zapewniać dziecku wszystkie potrzebne mu składniki. Ważne więc, aby dieta była różnorodna, ponieważ rodzicom eliminującym mięso może być trudniej dostarczyć dziecku niektórych witamin bądź żelaza.
Na co w szczególności powinny zwracać uwagę kobiety w ciąży w kontekście żywienia i diety?
Myślę, że głównie na różnorodność. Dobrze, żeby produkty były nisko przetworzone i żeby nie objadać się samymi fast foodami. Chodzi mi tutaj przede wszystkim o zdrowe podejście. Wiadomo, że pizza raz w tygodniu, czy paczka chipsów raz na jakiś czas krzywdy nikomu nie zrobi. Warto jednak zadbać o to, by dostarczać sobie witaminy i składniki mineralne, na które w ciąży wzrasta zapotrzebowanie. Są oczywiście produkty, których jeść się nie powinno, przykładowo surowe mięso czy ryby. Warto też nie zamartwiać się tym, że w ciąży przytyjemy i zbytnio się ograniczać.
A jak duża jest grupa kobiet, które zgłaszają się z problemem wynikającym z faktu, że obawiają się, że przytyją w trakcie ciąży?
Stosunkowo często kobiety w ciąży poszukują informacji jak nie przytyć albo co mogą zrobić, by nie przybierać na wadze. Kobiety często odczuwają obawę, że przytyją, ale zauważyłam, że mimo tego lęku jedynie niewielka grupa kobiet podejmuje drastyczne interwencje w trakcie ciąży. Myślę, że najczęściej kończy się jednak na refleksjach i stawianiu sobie pytania „Jak nie przytyć?”, ale za tym nie idą radykalne działania.
A czy dieta podczas ciąży może mieć wpływ na jedzenie, które w późniejszym wieku będzie spożywało dziecko?
W pewnym sensie dieta kobiety w ciąży może na to wpłynąć. Powstał koncept, który nazywa się „programowaniem metabolicznym” i jest wiele badań naukowych, które potwierdzają związek między tym, co je matka, a tym, co później je dziecko. Nie wiem czy mogę ekstrapolować wyniki w kontekście wszystkich produktów, ale odnośnie rozszerzania diety u dzieci przebadano grupę dzieci, których matki piły sok marchwiowy w trakcie ciąży i podczas karmienia piersią oraz te matki, które tego nie robiły. Dzieci matek spożywających produkty z marchwi chętniej i częściej sięgały po marchew w porównaniu do dzieci, których matki tego produktu nie spożywały. Myślę, że ma to swoje potwierdzenie i produkty jedzone w okresie ciąży karmienia piersią, trafiają do maluchów i dzieci mniejszą niechęcią sięgają po takie rzeczy, które już znają.
Z drugiej strony, powstały także badania, które mówią o tym, że to jaką masę ciała ma kobieta w ciąży wpływa ogólnie na zdrowie dziecka. Zanotowano takie predyspozycje m.in. u matek, które miały zbyt niską lub zbyt wysoką masę ciała w ciąży. Dzieci tych matek miały tendencję do kumulowania tkanki tłuszczowej, co predysponuje te dzieci do otyłości w przyszłości. Wynika z tego, że ciąża to na pewno nie czas na drastyczne odchudzanie, ani na ekstremalne nabieranie masy ciała.
Ostatnie pytanie. Jakie są Twoje przyszłe plany?
Chciałabym troszeczkę więcej pracować stacjonarnie, ponieważ bardzo lubię pracę twarzą w twarz z klientami. Zdecydowanie wolę to niż pracę online, ale muszę przyznać, że obecnie częściej pracuje i odbywam szkolenia w formie zdalnej. Chcę też na pewno dalej się szkolić i uważam, że wiedza non stop się zmienia i warto ją aktualizować. I mam nadzieję, że Wojtek mi na to wszystko pozwoli (śmiech).
Ja też mam taką nadzieję! Dziękuję Ci przede wszystkim za poświęcony mi dzisiaj czas i rozmowę. Życzę Tobie i Twojej rodzinie wszystkiego dobrego, Tobie przede wszystkim dalszego rozwoju w pracy zawodowej i w mediach społecznościowych. Myślę, że to może być naprawdę niezwykle wartościowe chociażby dla tej garstki osób, które śledzą Twoje konto. Napędza to dwustronnie – i ich do poszerzania swojej wiedzy, a Ciebie do eksplorowania tematu i uświadamiania.
Ja również bardzo Ci dziękuję! Życzę Ci również spełnienia i realizacji planów!
Comments